Paciorek Zielony
W czasie odwrotu Pewnej Armii, pokonany Cesarz schronił się przed ścigającymi go wrogami w mieszkaniu biednego krawca. Wpadając do ubogiej izdebki zawołał drżącym głosem:
– Ścigają mnie wrogowie. Grozi mi śmierć lub niewola. Ukryj mnie.
Krawiec nie wiedział, kim był przybysz, ale kazał mu wejść pod pierzynę i siedzieć cicho. Niedługo potem wpadło do izby dwóch żołnierzy.
– Czy tu się ktoś ukrywa?
– Kto byłby taki głupi, żeby się ukrywać w moim domu? – odpowiedział pytaniem krawiec.
Żołnierze przeszukali wszystkie kąty, ale nikogo nie znaleźli. Przed wyjściem, aby upewnić się, uderzyli kilkakrotnie bagnetami w łóżko, w którym ukrywał się Cesarz. Nie stwierdziwszy nic szczególnego, wyszli.
Gdy drzwi się za nimi zamknęły, Cesarz wypełzł spod stosu pierzyn. Miał przerażoną twarz. Po chwili, gdy ochłonął ze strachu, zwrócił się do krawca:
– Drogi i szlachetny człowieku, jestem Cesarzem. Ponieważ ocaliłeś mi życie, możesz mnie prosić o trzy rzeczy. Jakiekolwiek będą twoje prośby, zostaną spełnione.
– Najjaśniejszy panie, co ja mogę chcieć? Od dwóch lat dach w moim domu przecieka, a ja nie mam pieniędzy na naprawę. Jeśli mógłbyś, Najjaśniejszy Panie, pomóc mi w tym, będę ci bardzo wdzięczny.
– Co za dureń – krzyknął Cesarz. – Czy to jest prośba, z którą się można zwracać do Cesarza? Ale dobrze, niech będzie. Dach zostanie naprawiony. Myślę, że następne życzenie będzie bardziej konkretne.
Krawiec zastanowił się. O cóż prosić? Był rzeczywiście w rozterce. Nagle jego twarz pojaśniała.
– Najjaśniejszy Panie, już wiem! Parę miesięcy temu naprzeciwko mnie otworzył warsztat inny krawiec. Jego konkurencja mnie rujnuje. Jeżeli nie będzie to za trudne, to bardzo proszę, spraw, aby on wyprowadził się stąd.
– Skończony głupiec – powiedział Cesarz. – Dobrze, poślę twego konkurenta do diabła. Ale nad trzecim, ostatnim życzeniem, porządnie się zastanów.
Krawiec myślał i myślał, aż nagle rzekł:
– Najjaśniejszy Panie, ja bardzo chciałbym wiedzieć, coś ty czuł wtedy, kiedy leżałeś pod pierzyną, a żołnierze macali ją swoimi bagnetami.
– Bezczelny typ! – zdenerwował się Cesarz. – Jak śmiesz zadawać takie pytania Cesarzowi?! Zostaniesz za to rozstrzelany!
Niedługo potem cesarscy żołnierze zakuli krawca w kajdany i zaprowadzili pod straż. Przez całą dobę krawiec nie mógł spać. Płakał, jęczał, odmawiał modlitwy i jednał się z Bogiem. Nad ranem żołnierze zabrali go, powiedli w pole i przywiązali do drzewa. Krawiec z przerażeniem zobaczył, jak pluton egzekucyjny gotuje broń do strzału. Padła komenda…
W tym momencie nadjechał cesarski adiutant i wstrzymał egzekucję. Zwrócił się do krawca:
– Najjaśniejszy Pan darowuje ci życie i poleca wręczyć ten oto list.
Krawiec odetchnął z ulgą, a kiedy uwolniono go z więzów, przeczytał na wręczonej kartce:
„Chciałeś wiedzieć, jak czułem się pod pierzyną w twoim domu. Teraz już wiesz”.
SAMA WIEDZA NIE PRZYCZYNI SIĘ DO TEGO, ABY WIEDZIEĆ. KAŻDY SAM MUSI DOŚWIADCZYĆ I PRZEŻYĆ TO, NA CO SZUKA ODPOWIEDZI.
Ponieważ istnieje słowo określające mądrość, ludzie wyobrażają, że wiedzą, czym ona jest. Ale nikt nie staje się astronomem przez rozumienie znaczenia słowa „astronomia”. Chuchając na termometr powodujesz, że wskazuje on wyższą temperaturę, ale nie ogrzewasz w pokoju powietrza.
Któregoś dnia mongolski cesarz Akbar polował w lesie. Gdy nadszedł czas wieczornej modlitwy, zsiadł z konia, rozpostarł matę i ukląkł.
A było to w czasie, gdy pewna wieśniaczka, zatrwożona zniknięciem swojego dziecka, przebiegła w poszukiwaniach obok cesarza. W swym zatroskaniu nie zauważyła go i potknęła się o jego nogi. Wstała i bez słowa przeprosin pobiegła dalej. Akbar był rozdrażniony przerwą w modlitwie, lecz będąc dobrym muzułmaninem, dostosował się do reguły zabraniającej odzywania się podczas modłów.
Gdy skończył się modlić, ujrzał powracającą kobietę, która cieszyła się z odnalezienia chłopczyka. Kobieta ujrzawszy cesarską świtę zdziwiła się i zatrwożyła. Akbar dał ujście swej złości i krzyknął:
– Kobieto! Wyjaśnij swoje lekceważące zachowanie, albo zostaniesz ukarana!
Niewiasta spojrzała nieśmiało cesarzowi w oczy i rzekła:
– Wasza Wysokość, byłam tak pochłonięta swoimi myślami o synku, że cię nie zauważyłam nawet wtedy, kiedy, jak mówisz, potknęłam się o ciebie. Skoro byłeś zajęty modlitwą, a więc tym, co jest nieskończenie ważniejsze od mojego dziecka, jak to się stało, że mnie zauważyłeś?
Zawstydzony cesarz wyznał później przyjaciołom, że wieśniaczka, która nie była ani uczonym, ani mułłą, nauczyła go znaczenia modlitwy.
Po każdym dniu trzeba postawić kropkę, odwrócić kartę i zaczynać od nowa. Każdego dnia rozpoczynajmy nowe życie. Niech zdumiewa nas piękny wschód słońca i cudna pogoda. Doceniajmy dar oczu, dziękujmy za ręce – dar dotyku, za serce bez którego żyć nie można, za miłość i dobro.
KAŻDE „DZIŚ” JEST PIERWSZYM DNIEM RESZTY NASZEGO ŻYCIA.
Mała dziewczynka umierała na chorobę z której wcześniej wyleczył się jej ośmioletni braciszek.
Lekarz odezwał się do chłopca:
– Tylko transfuzja ocali życie twojej siostrzyczce. Czy jesteś gotów oddać jej swoją krew?
Oczy chłopca rozszerzyły się ze strachu. Zawahał się chwilę, ale wyraził zgodę. W godzinę po transfuzji chłopczyk z ociąganiem zapytał:
– Panie doktorze, proszę mi powiedzieć, kiedy umrę?
Dopiero wtedy lekarz zrozumiał strach, jaki ogarnął dziecko przy propozycji transfuzji.
Ważnym rozróżnieniem religijnym nie jest rozróżnianie między tymi, którzy czczą i tymi, którzy tego nie czynią. Ważny jest podział na tych, którzy kochają i tych, których nie wypełnia to uczucie.
Gdy Mistrz zaprosił gubernatora prowincji do wspólnej medytacji, ten odparł, że jest zbyt zajęty. Mistrz dał mu taką odpowiedź:
– Przypominasz mi człowieka idącego w głąb dżungli z zawiązanymi oczami i zbyt zajętego, aby zdjąć z oczu opaskę.
Do potępiania jesteśmy skorzy. Gorzej jest z pomocą tym, których potępiamy. Tak długo, jak długo nic nie zrobiliśmy dla człowieka który ugrzązł w złu – tak długo mamy usta zamknięte. I biada nam, jeżeli otworzą się na słowa potępienia.
We śnie szedłem brzegiem morza z Panem oglądając na ekranie nieba całą przeszłość mego życia. Po każdym z minionych dni zostawały na piasku dwa ślady – Pana i mój. Czasem jednak widziałem tylko jeden ślad. Był to ślad zawsze odciśnięty w najcięższych dniach mojego życia. Rzekłem:
– Panie, postanowiłem iść zawsze z Tobą. Ty przyrzekłeś być zawsze przy mnie. Czemu zatem zostawiałeś mnie samego wtedy, gdy było mi tak ciężko?
– Synu, nigdy cię nie opuściłem – rzekł Pan. – A w te dni, gdy widziałeś tylko jeden ślad, niosłem cię na rękach…
Dzięki Ci
Stwórco
że stworzyłeś świnię
i słonia z długim nosem
żeś postrzępił liście i serca
żeś dał czarne mordy Murzynom
a burakom słodycz
Dzięki Ci za słowika
i pluskwę
Za to
że dziewczyna ma piersi
że rybę dusi powietrze
że są błyskawice
i wiśnie
Żeś arcycudacko kazał nam się rodzić
że dałeś myśl kamieniom
morzu
i ludziom…
Muman posiadał pięknego konia, Araba. Natomiast Omah chciał go od niego kupić. Jednak Muman nie chciał rozstać się ze swym zwierzęciem. Tak to rozgniewało Omaha, że postanowił zdobyć konia podstępem.
Wiedząc, że Muman będzie przejeżdżać pewną drogą, położył się przy niej przebrany za żebraka. Muman był człowiekiem dobrego serca, więc widząc żebraka, zrobiło mu się go żal. Zsiadł z konia i zaproponował podwiezienie.
– Niestety – odparł żebrak, – nie jadłem od wielu dni i nie mam siły się podnieść.
Muman podniósł go i posadził na konia. Jak tylko przebrany Omah znalazł się w siodle – pogalopował. Gdy znalazł się w bezpiecznej odległości, osadził konia.
– Ukradłeś mojego konia – zawołał poznawszy go Muman. – Mam do ciebie jedną prośbę: nie mów nikomu, w jaki sposób wszedłeś w jego posiadanie.
– Czemu?
– Ponieważ kiedyś, ktoś może naprawdę potrzebować pomocy, i gdyby twój podstęp stał się znany, ludzie minęliby tego człowieka nie udzielając mu jej.
Musimy dopasowywać się do swoich bliźnich zamiast wywyższać się i z arogancją patrzeć na otoczenie. Nie powinniśmy dopuszczać do powstawania w sobie uczucia gniewu i złości, lecz starać się opanować sytuację z właściwą pogodą ducha. Starajmy się o to, by wszelkie nieumiarkowanie sprowadzić do rozsądnych rozmiarów.
Małe sprawy i drobiazgi mogą nas zranić, nie wolno ich jednak wyolbrzymiać i przypisywać im tak wielkiego znaczenia, którego w rzeczywistości nie mają. Takie postępowanie stwarza atmosferę drażliwości i napięcia w otoczeniu.
Prawda, która nas uwalnia, prawie zawsze jest prawdą niechętnie słuchaną.
ZBYT CZĘSTO, GDY MÓWIMY, ŻE COŚ NIE JEST PRAWDĄ, MYŚLIMY: „MNIE SIĘ TO NIE PODOBA”.
Poczciwy chłop wracając późnym wieczorem z rynku, znalazł się na drodze bez swojego modlitewnika. W środku lasu zepsuła się oś jego wozu. Chłop zmartwił się tym, że będzie musiał zakończyć dzień bez odmówienia modlitwy. Zwrócił się więc do Pana słowami:
– Panie, uczyniłem coś bardzo głupiego. Zostawiłem w domu modlitewnik. Pamięć zawodzi mnie tak często, że nie mogę bez niego odmówić ani jednej modlitwy. Postanowiłem, że pięć razy wyrecytuję alfabet, a Ty, który znasz wszystkie modlitwy, poskładasz litery i odtworzysz modlitwę, której słów nie pamiętam.
Uczynił to.
I rzekł Pan do aniołów:
– Ze wszystkich dzisiejszych modlitw ta jedna była mi najbliższa, bo płynęła wprost ze szczerego serca.
Trudno nam sądzić siebie samych, gdyż często nam brak pokory i rozeznania. Słabe światełko poznania siebie posiada każdy z nas, ale je utracamy przez niedbalstwo. Często sami nie zdajemy sobie sprawy, jak jesteśmy wewnętrznie ślepi. Bywa, że źle postępujemy. Ale jest jeszcze gorzej, gdy się przed sobą usprawiedliwiamy. Małe błędy wytykamy innym, a nad swoimi, o wiele większymi, przechodzimy do porządku. Jesteśmy wrażliwi na zło pochodzące od innych, ale nie zauważamy tego, co inni cierpią przez nas.
CZĘSTOKROĆ NIE MA NAS W SOBIE.
W czasie straszliwej suszy wieś wysłała swoją delegację do kapłana, by ten sprawił cud i sprowadził deszcz. Kapłan zrobił srogą minę i oświadczył:
– Cudu nie będzie, bo nie ma w was wiary w Pana.
– Jak to? Przecież przyszliśmy do ciebie prosić o cud. Jakże więc nie ma w nas wiary?
– Gdybyście naprawdę wierzyli w Pana, to byście od razu przyszli z parasolami.
WIARA TO NIE SŁOWA. WIARĘ, LUB JEJ BRAK, WIDAĆ W POSTĘPOWANIU.
Jest zimowa noc w górach. Mróz, wichura, śnieżna zadymka. Wśród śnieżnych ciemności idzie człowiek. Jest u kresu sił. Zgubił drogę. Brnie na oślep. Śnieg oblepia mu twarz. Nic nie widzi. Jest zupełnie sam. Czuje się bezradny. Po raz kolejny potyka się i upada. Próbuje wstać. Tym razem bezskutecznie. Rozgląda się dookoła. Nie dostrzega niczego. Ogarnia go zniechęcenie. Chce spać. Zaczyna mu się wydawać, że jest u siebie, w domu, w swoim łożu. Robi się mu przyjemnie, błogo. Powieki same się zamykają. Jeszcze raz otwiera oczy, rozgląda się sennie i dostrzega światło – niezbyt blisko, ale też nie na końcu świata. Realne światło, które nie zbliża się, nie dąży na ratunek, ale też się nie oddala. Jest nieruchome. Po prostu jest.
Co zrobi bohater tej przypowieści – nie wiadomo. Rozsiadł się przecież w śnieżnej pościeli. Już mu się nie chce wysilać. A tam, do Nieruchomego Światła trzeba by dojść samemu, na własnych nogach. Wstanie i pójdzie, czy zamarznie?
To, co zrobi, będzie należało wyłącznie od niego – od JEGO decyzji.
A Ty, czy wstaniesz i pójdziesz w kierunku Twojego Światła?
Cokolwiek zrobisz, jakkolwiek zdecydujesz, pamiętaj, że będzie to TWOJA decyzja.
Życie ludzkie jest czymś zagadkowym. Bywają dni słoneczne i wszystko się wiedzie wtedy jak najlepiej, nawet nie wiesz dlaczego. Praca ci się udaje, otoczenie jest miłe i przyjemne. Dziwisz się. Co jest powodem tego wszystkiego? Może wyspałeś się, a może znalazłeś dobrego człowieka? Jesteś zrozumiany i czujesz się błogo. Budzi się w tobie pragnienie, by tak pozostało.
I nagle piorun z jasnego nieba – wszystko odwraca się do góry nogami. Czarna chmura zakrywa słońce twej radości, spokoju, zadowolenia. Ogarnia cię głęboki smutek. Masz wrażenie, że otoczenie zaczyna stronić od ciebie. Drobiazgi wytrącają cię z równowagi stając się powodem do narzekania, gderania i oskarżeń. Jesteś przekonany, że ta koszmarna noc będzie trwać w nieskończoność i nie wiesz dlaczego.
Człowiek jest cząstką całej natury, wraz z wiosną i jesienią, ciepłem lata i mrozami zimy. Podlega rytmowi przypływu i odpływu. Jak morze. Ludzkie istnienie to nieustanne powtarzanie się procesów życia i śmierci. Uświadamiając sobie to wszystko możesz odważnie i ufnie pójść dalej, świadom, że PO KAŻDEJ NOCY RODZI SIĘ PORANEK NOWEGO DNIA.
Pewien bogacz kupił brylant ogromnej wartości. Postanowił z niego zrobić swojej żonie kolczyki. W tym celu należało brylant przeciąć. Wiązało się z tym ogromne ryzyko pęknięcia w nieodpowiednim miejscu kosztownego klejnotu. Milioner był niepocieszony, bo nikt nie chciał się podjąć tak delikatnego zadania. Próbował znaleźć jubilera w Londynie, Paryżu, słynnym Amsterdamie. Na próżno. Aż wreszcie odnalazł w którymś z wiedeńskich zaułków skromnego jubilera. Wszedł do jego sklepiku. Na jego spotkanie wyszedł niepozorny sklepikarz. Kiedy milioner wyłuszczył swą prośbę, człowieczek obejrzał brylant i zawołał:
– Arturze, chodź tu – i zza tekturowego przepierzenia wyszedł siedemnastoletni chłopiec. – Widzisz ten kamień? Przetnij go na pół.
Chłopiec wziął brylant, poszedł za przepierzenie i po chwili milioner usłyszał zgrzyt. Chłopiec wrócił z przeciętym brylantem. Bogacz zapłacił i ze zdumieniem zapytał:
– Panie kochany, niech mi pan wytłumaczy, jak to jest: byłem u najznakomitszych jubilerów Europy i nikt nie chciał się podjąć tego ryzyka. A pan, bez wahania, dał ten drogocenny kamień do przecięcia temu chłopcu. Czyżby to był aż tak wybitny specjalista?
– Widzi pan, ci wszyscy jubilerzy nie chcieli się podjąć przecięcia tego brylantu bo wiedzieli, co to za ryzyko. Artur nie wiedział. Jemu ręka nie zadrżała.
SZUKAM MOCY NIE PO TO, BY STAĆ SIĘ WIĘKSZYM OD MOICH PRZYJACIÓŁ, LECZ BY WALCZYĆ Z MOIM NAJWIĘKSZYM WROGIEM – SOBĄ SAMYM.
Któregoś dnia do kuźni wszedł jakiś Stary Dziad. Bez słowa podszedł do paleniska, wyjął szczypcami tlący się węgielek, odpalił papierosa i bez słowa wyszedł. Następnego dnia znów się zjawił i znowu bez słowa odpalił papierosa. Odtąd zjawiał się codziennie. Nigdy do nikogo nie powiedział ani słowa. Odpalał papierosa i wychodził w milczeniu. Po jakimś czasie pracownicy kuźni zdenerwowali się i kiedy Stary Dziad nadszedł, jeden z nich zapytał:
– Panie, przychodzisz pan codziennie, odpalasz papierosa i nawet nie pytasz, czy można. Kto pan w ogóle jest?
– Co znaczy „kto”? Ja jestem ten Stary Dziad, który codziennie przychodzi przypalić papierosa.
IM DŁUŻEJ ZASTANAWIASZ SIĘ NAD TYM KIM JESTEŚ, TYM MNIEJ WIESZ. ODPOWIEDŹ JEST TAKA PROSTA I DLATEGO TAKA TRUDNA.
desiderata
Moglibyśmy cieszyć się pełnym spokojem, gdybyśmy nie zajmowali się tym, co do nas nie należy; tym, co kto powiedział, lub zrobił. Nie może mieć spokoju ktoś, kto ciągle miesza się w nie swoje sprawy, kto rzadko skupia uwagę na sobie i swoich problemach. Zbyt wiele troszczymy się o to, co przemija, a za rzadko udaje nam się pokonać choćby jedną naszą wadę. Nie ma w nas zapału i gotowości do codziennego doskonalenia się. Trudno jest nam pozbyć się codziennych nawyków, a jeszcze trudniej postępować wbrew swojej woli. Ale jeżeli nam się nie uda w rzeczach drobnych, to jak poradzimy z większymi problemami? Jak opanujemy sami siebie?
Kiedy już tego dokonamy – osiągniemy spokój, którego tak nam potrzeba.
– Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu – pamiętaj, jaki pokój może być w ciszy.
– Tak dalece jak to możliwe, nie wyrzekając się siebie, bądź w dobrych stosunkach z innymi ludźmi.
– Prawdę głoś spokojnie i jasno, słuchaj też tego, co mówią inni – nawet głupcy mają swoją opowieść.
– Jeśli porównujesz się z innymi, możesz stać się próżny lub zgorzkniały, bo zawsze będą gorsi i lepsi od ciebie.
– Ciesz się swoimi planami i osiągnięciami.
– Jakąkolwiek, nawet najbardziej skromną pracę, wykonuj z sercem. Jest ona trwałą wartością w zmiennych kolejach losu.
– Zachowuj ostrożność w swych przedsięwzięciach – świat bowiem jest pełen oszustwa, lecz niech ci to nie przesłania prawdziwej cnoty.
– Bądź sobą, a zwłaszcza nie zwalczaj uczuć.
– Nie bądź cyniczny wobec miłości – tylko ona w obliczu wszelkiej oschłości i rozczarowań jest wieczna jak trawa.
– Przyjmuj pogodnie to, co niosą lata. Bez goryczy wyrzekaj się przymiotów młodości.
– Rozwijaj siłę ducha, by w nagłym nieszczęściu mogła ona być dla ciebie tarczą.
– Nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.
– Jesteś dzieckiem Wszechświata. Nie mniej niż gwiazdy czy drzewa masz prawo być tutaj.
– Czy to jest dla ciebie jasne, czy nie, nie wątp, że wszechświat jest właśnie taki, jaki być powinien.
– Bądź w pokoju z Bogiem, cokolwiek myślisz o jego istnieniu.
– Czymkolwiek się zajmujesz, jakiekolwiek są twoje pragnienia – w zgiełku ulicznym i zamęcie życia – zachowaj pokój ze swą duszą.
– Pamiętaj, że z całym swym zakłamaniem, znojem i rozwianymi marzeniami, ciągle ten świat jest jeszcze piękny…