Stosunek Przykry

Trasa, trasa, trasa! Koncerty, bajery i szmal! Plakaty poszły w świat, umowy podpisane, repertuar gotowy – nic, tylko ruszać w ślad za wspomnianymi plakatami – nie byle jakimi, bo w obcych językach; poza naszymi nazwiskami (nie zawsze brzmiącymi z polska), tylko nazwy miejscowości dźwięczały swojsko, bo szlak wiódł przez małe i jeszcze mniejsze miejscowości Polski północno-wschodniej.
Coitus Abruptus – bo tak nazywał się nasz program, ściągał zainteresowanych, ciekawskich, a najczęściej znudzonych mieszkańców prowincji. Wszystko szło jak po maśle: po każdym występie wypłata, zakrapiana kolacja i długa noc w powiatowym hoteliku. Do czasu…
– Panowie… – nieśmiało zaczęła kierowniczka wiejskiej świetlicy. – Ja wam umowy podpiszę i pieniądze dostaniecie, ale na koncert nikt nie przyjdzie…
– Jak to? Widzieliśmy plakaty na wsi.
– To nic. Proboszcz zabronił. Na mszy powiedział, że nie da rozgrzeszenia temu, kto dziś pojawi się w świetlicy.
Zrozumieliśmy, że ksiądz jako jedyny we wsi znał łacinę i potrafił przetłumaczyć tytuł naszego przedstawienia. Szkoda, że aż tak dosłownie…
Usiedliśmy przy stoliku na którym pani kierowniczka postawiła ciasteczka i herbatę w szklankach z aluminiowymi uchwytami. Gaworzyliśmy sobie, gdy nagle otworzyły się drzwi i w świetlicy pojawił się mężczyzna. Kierowniczka podeszła do lady, sprzedała mu jakąś gazetę i wróciła do nas.
– O, to jednak zjawił się ktoś odważny i przyszedł… – zauważyłem.
– To był właśnie nasz proboszcz – zażenowana kobieta spuściła oczy.

Sprawdziłem pożółkłe notatki. Zdarzenie to miało miejsce trzydzieści cztery lata temu. Tak, tak – w połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Więc to tylko przerwa w dymaniu?
No cóż: dla jednych czas zapierdala, a dla innych w miejscu stoi…

udostępnij...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *